Budzik, 4 w nocy. Za jakieś dwie godziny nadchodzi zły czas przybycia sprzątaczki do biura, a ja siedzę w fotelu niczym prawdziwy Bóg wojny, którym już za 30 godzin muszę się stać, by przynieść splendor i wieczną chwałę mojemu klubowi. Zasypiam...
6 rano, śpiew mew, plaża, dwie dobrze wyposażone niewolnice wachlują mnie wielkimi liśćmi palmowymi. Uwijają się w ukropie, próbując w jakiś sposób zmniejszyć panujący w okół zaduch. Ich spocone ciała oddają cierpką woń potu, wymieszaną z korzennymi perfumami. Chyba je zwolnię, i kupie sobie majkuna....
-Uriel, do kroćset, zwlecz swój ciężki zad, bo zaraz będziemy spóźnieni- Sir Mendyko przywraca mnie do rzeczywistości. Ciężko zwlekam się z łóżka, odwiedzam balkon, piję herbatę. Jesteśmy gotowi. Nasz kontakt czeka na dole. Wylewne powitania i rzewne łzy się leją, zamieniając się od razu w sople, upodabniając mnie do jakiegoś mamuta z epoki pierwszego ognia. Wsiadamy, od razu rozgrzewając się Bolywoodzkimi rytmami. Podróż mija szybko, może dlatego że jest ciemno i nie widać różnicy w czasie. Przy wyjeździe nie wiele brakło, a skończylibyśmy swoją wyprawę w tej samej godzinie, ale na całe szczęście Imperator był z nami. Czy Khorne. Czy większy bóbr. W sumie to mało ważne, ważne że się udało. Niestety ja nie potrafię się powstrzymać od komentarzy w czasie jazdy, dlatego mocno przeżywałem każdy wyprzedzony samochód, i nieomal każdy kilometr drogi, za co przepraszam moich towarzyszy, i współczuje im, że musieli jechać ze mną
Godzina 9, dojeżdżamy. Wchodzimy do szkoły, przebieram obuwie na ciężkie buty płytowe, potocznie zwane klapkami domowymi, i przeciskamy się przez lekki tłok w celu zgłoszenia swoich jakże skromnych osób na turniej. Chwila oczekiwania, pierwszy paring. Na pierwszym stole. Dobry omen.
Bitwa ogółem bez rewelacji, dość defensywna, co nie jest za bardzo w moim guście. 11-9. Druga Bitwa przywiała kolejny chaos, teraz dla odmiany 2+9. Kolejna bitwa mega wega defensywna, teraz dla odmiany zaraziłem przeciwnika wałowymi rzutami, i chyba tylko dzięki temu wynik nie spowodował latających staników. Wygrałem różnicą jakiś 16 małych punktów. 10-10. Dalej nasze Kieleckie wsparcie, Herbi. Wydaję mi się, że mogłem tą bitwę wygrać, ale niestety moje rzuty, to moje rzuty, co spowodowało tym, że od 4 tury szło jakoś w miarę normalnie, ale niestety było za późno. 8-12. Czwórka to gal zwany Wołkiem. W tej bitwie fluidy c****i były nade mną w pełni, co spowodowało, że przez całą bitwę zrobiłem słownie nic, jakimś cudem zabiłem lorda na wilku. Wołek próbował jakoś ratować, sam się wałować, ale dało to rezultaty gorsze od zamierzonych, bo poczułem, że Bogowie kości przestali mnie lubić. Wieczór przy piw... soczku jabłkowym z pianką. Jakiś sfermentowany nam chyba sprzedali. Wieczór przyniósł także bitwę na rulebook 6ed, który wyciekł ostatnio do internetu. Wydaję się, że nowa edycja zmieni trochę w sposobie gry, jednak większość zasad pozostaję bez zmian. Spanie, rano. Liczę na lepszy dzień. Wołek daje mi swoje kości, dobry omen nr II. Orki na Burdel wagonach. Wyglądało mi to na coś, co mogę na spokojnie zjeść, i takie też się okazało. Końcowy wynik 15-5, a mogło być więcej, gdyby nie grooty zdające ld na 2, fakt, że pełny skład z czempionem szarżujący na skład orków zabija aż jednego i przegrywa combat na -3. Cóż, życie korzy. Szybkie ogarnięcie, wyniki i w efekcie każdy z nas otrzymuję losowe nagrody z titan forge'a. Przy okazji, całkiem miłe zaskoczenie, a jakość i wygląd tych wyrobów na prawdę powala na kolana. W tym pozytywnym znaczeniu.
Droga powrotna. Pit-stop w Mc Donaldzie. I wałek imprezy- Lakshman nie zauważył, że Herbi poszedł do łazienki. Nie wiele brakło, a wrócilibyśmy ze stratami w ludziach. Na całe szczęście w porę zawsze czujny Uriello zauważa, że nam brakuję kogoś, i w porę zostaliśmy na parkingu.
Ruczaj jest końcem świata, po dojeździe ok 15, miałem dość ładny kawałek do siebie, co skutkuje faktem, iż moje zmęczenie jest dość przytłaczające.
Podziękowania
-Przeciwnikom
-Kierowcy bombowca
-Kompanom- i tym z brygady i tym bez brygady
-Kaliemu, nie wiem za co, ale dzięki
- Ludziom którzy mnie wspomagali i cały czas wierzyli, że los się odmieni, i dodającymi otuchy w chwilach gdy chciałem wywalić kostki i figurki w ślad za nimi
- Lesiowi, za nasze trololo w nocy ;>
- Organizatorom i sędziom
Widzimy się na wojnie światów
Raport z bitew zapewne pojawi się w okolicach środy w nocy, prawdopodobnie z racji, że dopiero w pracy mogę odpocząć
Signed Uriel, 15.01.2012
Nie Sty 15, 2012 7:46 pm Gość